Habituacja, inaczej zwana odczulaniem, jest to kolejna rzecz, która wywodzi się z natury koni. Otóż to właśnie ona m.in. zapewniła temu gatunkowi przetrwanie. Gdyby nie to, że istnieje takie zjawisko, jak habituacja, konie musiałyby wciąż biec i uciekać przed potencjalnie "strasznymi" rzeczami. Jako przykład możemy wziąć burzę, na którą dzikie konie się "odczuliły", zaakceptowując ją jako rzecz niezagrażającą życiu. Tak też działo i dzieje się z innymi rzeczami, na które my też możemy mieć wpływ.
Habituacja pozwala nam uzyskać spokojnego i pewnego siebie konia, zwiększając tym samym nasze bezpieczeństwo. Odczulać możemy na wszystkie rzeczy, jakie tylko wpadną nam do głowy - na folię, na dotyk, na linę, na bata, na traktor, itd. Owszem, można sobie pomyśleć, że to bez sensu, bo nie da się odczulić konia na wszystkie rzeczy jakie istnieją, ale niezupełnie tak jest. Otóż habituując konia choćby na folię, uczymy go, że warto najpierw sprawdzić przedmiot zanim zacznie się uciekać. Dodajemy też w ten sposób odwagi i pewności siebie swoim wierzchowcom, jak już wcześniej napisałam.
Habituować możemy na różne sposoby. Nie ma jednego, który by działał na każdego konia, dlatego, że każdy koń jest inny i do każdego należy podchodzić indywidualnie.
Pierwszy sposób to samoistna habituacja, przy której nie gramy jakiejś większej roli. Po prostu zostawiamy konia sam na sam z danym "strachem". Na przykład niezajeżdżonego konia puszczamy luzem w jakimś ogrodzonym miejscu, kładąc mu na środek siodło, czaprak. Prędzej czy później ciekawość konia wygra i podejdzie on, by powąchać te przedmioty.
Jednak musimy pamiętać, że np. czaprak na ziemi a czaprak w naszym ręku to już całkiem co innego, dlatego zawsze należy zwrócić uwagę na to co robimy.
Kolejny sposób to zalewanie sygnałem, czyli tzw. flooding. Polega to na tym, że dosłownie zalewamy konia sygnałem, tj. daną rzeczą. Podam na własnym przykładzie, kiedy użyłam tego sposobu. Odczulałam pewną kasztankę na skakanie przy niej, gdyż na początku gdy podskoczyłam to położyła na mnie uszy. Dlatego zaczęłam skakać, skakać i skakać, czekając na odpowiednią reakcję. Dopiero po jakimś czasie zaczęła nastawiać uszy do przodu - wtedy od razu zaprzestałam skakania, dając w ten sposób nagrodę - odpuszczenie presji i pogłaskałam. Kasztanka również dała mi nagrodę - przelizując tę sytuację. Od tego momentu mogę bez żadnego problemu przy niej skakać.
Oczywiście musimy zawsze pamiętać o odpuszczaniu presji w momencie, gdy koń zaczyna wykonywać zadanie prawidłowo. I jeśli chcemy zacząć habituację, musimy koniecznie być pewni, że mamy w sobie w danym momencie dużo spokoju, cierpliwości i czasu. Nie może być wówczas żadnych negatywnych emocji, zresztą jak przy każdej pracy z koniem.
Kolejny sposób to odczulanie metodą przybliżanie-oddalanie. Jako przykład możemy wziąć konia, który nie daje sobie dotykać tylko głowy. Zaczynamy więc od głaskania szyi, na której koń akceptuje dotyk (w tym przypadku oczywiście). Głaszczemy, głaszczemy powoli przechodząc coraz bliżej głowy. Przez cały czas musimy mieć na uwadze emocje konia. Nie możemy iść dalej, jeśli koń jest zestresowany i sztywny. Należy wówczas poczekać, aż się rozluźni podczas dotyku w danym miejscu i wtedy idziemy wyżej - tutaj w stronę głowy. Oczywiście jeśli koń jest spokojny, dajemy mu spokój i zabieramy rękę, nagradzając go. Musimy też pamiętać o tym, że wcale nie musimy osiągnąć głównego celu na pierwszej sesji. Musimy się dostosować do tempa konia, tym samym zwiększając jego pewność siebie. Pierwszego dnia możemy dojść do połowy tego, co chcemy osiągnąć i jeśli koń współpracuje to dać mu spokój i dokończyć to następnego dnia, idąc dalej. Najważniejsze, by zawsze kończyć pracę z koniem czymś pozytywnym, aby z chęcią szedł na następną sesję.
Ja w tej metodzie wykorzystuję także właśnie obserwację uszu konia. Jeśli widzę, że ma uszy skupione na tym, co robię to nie idę dalej, jeśli na to nie jest gotowy. Jednak, kiedy widzę, że nastawił uszy na całkiem coś innego, wtedy idę dalej. Warto czasem wykorzystać rozproszenie konia przy odczulaniu, dlatego że zajęty jest całkiem czymś innym i często możemy dojść do dalszego miejsca niż w przypadku całkowitego skupienia konia na nas. Czyli w sumie raz skupienie jest pomocne, a innym razem rozproszenie.
To chyba na tyle tym razem, mam nadzieję, że komuś się przyda. :-)
.
poniedziałek, 18 lutego 2013
niedziela, 10 lutego 2013
jakieś luźne myśli..
Często
zapominamy o tym, jak ważne jest czasem obniżenie poprzeczki koniom czy
samemu sobie. Dajmy koniowi łatwe zadanie i poprzez odpowiednią mowę
ciała, spokój, przekażmy mu, co ma zrobić. Może to być banalne
ćwiczenie, ale polega to na tym, aby koń poczuł się dumny sam siebie. Musimy dodawać naszym koniom co jakiś czas pewności siebie, szczególnie niektóre tego wymagają. Ułatwmy im to jak najbardziej, pozwólmy na to, aby koń był w stanie coś zrobić.
Nie
wymagajmy co chwila więcej. Często chcemy wszystkiego coraz szybciej i
szybciej, przechodząc od jednego ćwiczenia do kolejnych, coraz
trudniejszych. Stawiamy wtedy konia w bardzo niemiłej sytuacji, w której
on zamiast z chęcią wykonywać ćwiczenia, coraz bardziej utwierdza się w
tym, że nie ma w tym żadnej zabawy ani większego sensu. W końcu gdy
zrobi coś dobrze to dostaje coraz więcej i więcej. I coraz trudniej.
Podnosimy poprzeczkę aż do tego stopnia, że koń już nie jest w stanie
czegoś wykonać. Często mamy wtedy sytuację, że koń zamyka się sam w
sobie, spada jego pewność siebie i chęć do wykonywania jakichkolwiek
ćwiczeń.
Dlatego
warto jednak czasem się zatrzymać. Dać koniowi szansę, aby się wykazał i
po tym dać mu odpoczynek. Dajmy mu poczucie, że jest dobrym koniem, że
może być z siebie dumny, bo wykonał dobrze jakieś zadanie. I my też
bądźmy wtedy dumni z konia. Nie oczekujmy zbyt wiele, przez to tylko ciągle dochodzimy do momentów, w których czeka nas tylko i wyłącznie porażka. Zwolnijmy, zniżmy poprzeczkę, uśmiechnijmy się i cieszmy każdym krokiem. Niech każdy mały krok w dobrą stronę będzie jak krok na księżycu.
Niech będzie czymś wielkim. Dajmy poczuć koniowi, że jest
najwspanialszym koniem na świecie. Wtedy sam z chęcią będzie chciał
wykonywać coraz to nowe ćwiczenia. Ale to zależy tylko i wyłącznie od tego, czy my mu na to pozwolimy. A myślę, że warto.
niedziela, 6 stycznia 2013
Fazowanie presji.
To jak już mniej więcej wiemy, co to jest presja to przejdę dalej, czyli do fazowania presji.
Dlaczego należy fazować presję?
To oczywiście również wynika z natury koni. Można to zauważyć na prostym przykładzie 2 koni. Mamy konia 1, który chce odgonić konia 2. Najpierw zacznie od najniższej fazy, czyli tylko położy po sobie uszy, ewentualnie zrobi groźną minę. Jeśli koń 2 w żaden sposób nie zareaguje i nie odejdzie, koń 1 przejdzie do kolejnej fazy. Oprócz położonych uszu, nerwowo zamachnie raz lub więcej razy ogonem - faza 2. Jeśli koń 2 znowu na to nie zareaguje, koń 1 przejdzie do kolejnej, 3 fazy. Czyli do tego doda podniesioną nogę lub lekko nią zamachnie. Jeśli koń 2 nie zareaguje nawet na to, koń 1 przejdzie do "rękoczynów" i da tamtemu kopniaka. Czyli podsumowując fazy w tym wypadku:
Faza 1 - położone uszy, groźna mina
Faza 2 - nerwowe zamachnięcie ogonem
Faza 3 - podniesienie tylnej nogi
Faza 4 - kopniak
Oczywiście pamiętajmy - jeżeli koń reaguje na wcześniejszą fazę to dalszych już nie ma.
Co daje stosowanie faz?
Konie w ten sposób się uczą. Stosując je, zyskujemy miękkiego, ustępliwego, lekko reagującego wierzchowca i z ziemi i z siodła. Polega to na tym, że jeśli koń 2 po kopniaku przyjdzie do tamtego konia i zobaczy położone uszy, pomyśli - "Oho! Ostatnio jak kładł uszy to skończyło się na tym, że dostałem nieźle po pysku! Lepiej stąd pójdę!"
Konie stosują fazy również wobec nas, ostrzegając właśnie np. przed kopnięciem. I my również powinniśmy je stosować w każdej pracy.
Wyjątkiem są źrebaki, dlatego powinni z nimi pracować doświadczone osoby. Źrebaki nie stosują faz, gdyż dopiero z czasem się ich uczą. Początkowo zaś kopią bez ostrzeżenia.
My powinniśmy fazować presję choćby przy ustępowaniu od wszelkiego nacisku. Choćby chcemy cofnąć konia z ziemi. Lepiej chyba, aby odsuwał się na dotknięcie, niż się z nim pchać, prawda?
Uzyskujemy to właśnie przez fazowanie. Przy ustępowaniu od nacisku mogą to być takie fazy:
Faza 1 - sierść
Faza 2 - skóra
Faza 3 - mięśnie
Faza 4 - kości
Zauważmy, że koń czuje nawet jak na sierści usiądzie mu mucha. Dlaczego miałby więc nie czuć naszego dotyku? Pomyślmy teraz o tym, jak dajemy mu łydkę, jakie to wszystko ma znaczenie, każda zmiana dosiadu, każdy dotyk, wszystko.
Oczywiście to nie musi być tylko dotyk, bo przecież presja jest bardzo rozległym pojęciem. Choćby ustępowanie zadem od sugestii:
Faza 1 - spojrzenie na zad
Faza 2 - poruszanie się po łuku w stronę zadu
Faza 3 - zamachnięcie bacikiem/uwiązem, bez dotykania
Faza 4 - dotknięcie zadu bacikiem/uwiązem
Siwa oddaje mi zad od wzroku z każdej strony i to jest naprawdę bardzo przydatne.
I to chyba na tyle...
Jeśli macie jakieś uwagi, pytania, pomysły, czy cokolwiek innego, proszę pisać w komentarzach lub na ask.fm/wildhh
Pozdrawiam :)
Dlaczego należy fazować presję?
To oczywiście również wynika z natury koni. Można to zauważyć na prostym przykładzie 2 koni. Mamy konia 1, który chce odgonić konia 2. Najpierw zacznie od najniższej fazy, czyli tylko położy po sobie uszy, ewentualnie zrobi groźną minę. Jeśli koń 2 w żaden sposób nie zareaguje i nie odejdzie, koń 1 przejdzie do kolejnej fazy. Oprócz położonych uszu, nerwowo zamachnie raz lub więcej razy ogonem - faza 2. Jeśli koń 2 znowu na to nie zareaguje, koń 1 przejdzie do kolejnej, 3 fazy. Czyli do tego doda podniesioną nogę lub lekko nią zamachnie. Jeśli koń 2 nie zareaguje nawet na to, koń 1 przejdzie do "rękoczynów" i da tamtemu kopniaka. Czyli podsumowując fazy w tym wypadku:
Faza 1 - położone uszy, groźna mina
Faza 2 - nerwowe zamachnięcie ogonem
Faza 3 - podniesienie tylnej nogi
Faza 4 - kopniak
Oczywiście pamiętajmy - jeżeli koń reaguje na wcześniejszą fazę to dalszych już nie ma.
Co daje stosowanie faz?
Konie w ten sposób się uczą. Stosując je, zyskujemy miękkiego, ustępliwego, lekko reagującego wierzchowca i z ziemi i z siodła. Polega to na tym, że jeśli koń 2 po kopniaku przyjdzie do tamtego konia i zobaczy położone uszy, pomyśli - "Oho! Ostatnio jak kładł uszy to skończyło się na tym, że dostałem nieźle po pysku! Lepiej stąd pójdę!"
Konie stosują fazy również wobec nas, ostrzegając właśnie np. przed kopnięciem. I my również powinniśmy je stosować w każdej pracy.
Wyjątkiem są źrebaki, dlatego powinni z nimi pracować doświadczone osoby. Źrebaki nie stosują faz, gdyż dopiero z czasem się ich uczą. Początkowo zaś kopią bez ostrzeżenia.
My powinniśmy fazować presję choćby przy ustępowaniu od wszelkiego nacisku. Choćby chcemy cofnąć konia z ziemi. Lepiej chyba, aby odsuwał się na dotknięcie, niż się z nim pchać, prawda?
Uzyskujemy to właśnie przez fazowanie. Przy ustępowaniu od nacisku mogą to być takie fazy:
Faza 1 - sierść
Faza 2 - skóra
Faza 3 - mięśnie
Faza 4 - kości
Zauważmy, że koń czuje nawet jak na sierści usiądzie mu mucha. Dlaczego miałby więc nie czuć naszego dotyku? Pomyślmy teraz o tym, jak dajemy mu łydkę, jakie to wszystko ma znaczenie, każda zmiana dosiadu, każdy dotyk, wszystko.
Oczywiście to nie musi być tylko dotyk, bo przecież presja jest bardzo rozległym pojęciem. Choćby ustępowanie zadem od sugestii:
Faza 1 - spojrzenie na zad
Faza 2 - poruszanie się po łuku w stronę zadu
Faza 3 - zamachnięcie bacikiem/uwiązem, bez dotykania
Faza 4 - dotknięcie zadu bacikiem/uwiązem
Siwa oddaje mi zad od wzroku z każdej strony i to jest naprawdę bardzo przydatne.
I to chyba na tyle...
Jeśli macie jakieś uwagi, pytania, pomysły, czy cokolwiek innego, proszę pisać w komentarzach lub na ask.fm/wildhh
Pozdrawiam :)
środa, 2 stycznia 2013
Pytania, uwagi...
Jeśli ktoś ma jakiekolwiek uwagi, pytania, czy cokolwiek innego, bardzo proszę piszcie w komentarzach lub nawet założyłam dla Was aska:
http://www.ask.fm/wildhh
Serdecznie dziękuję za wszystkie uwagi, komentarze i przede wszystkim za czytanie. Mam nadzieję, że blog się podoba. Pozdrawiam.
:)
http://www.ask.fm/wildhh
Serdecznie dziękuję za wszystkie uwagi, komentarze i przede wszystkim za czytanie. Mam nadzieję, że blog się podoba. Pozdrawiam.
:)
Presja
Dziś opiszę trochę presję, jaką używamy względem konia, świadomie i nieświadomie. Zresztą konie również jej używają. Zacznijmy od wytłumaczenia samego terminu "presja". W sumie nie umiałam tego dobrze ująć, więc cytując z wikipedii - presja jest to "nacisk, przymus wywierany na kogoś w celu zmuszenia go do czegoś".
Są różne rodzaje presji, mniej i bardziej widoczne. Może to być bat, łydka, ręka, lonża, wzrok, itp. Istnieje naprawdę wiele sposobów, aby wywrzeć na koniu presję.W sumie według mnie najczęściej nieświadomie używaną presją jest wzrok. Patrzymy w różne miejsca konia i dajemy mu sprzeczne sygnały. Przeszkadzamy nim sobie, zamiast pomóc. Owszem, znowu przyznam, że to zależy też od konia, jedne są bardziej wyczulone, inne mniej. I fakt jest taki, że konie uczą się tego od człowieka. Uczą się przestawać reagować na różnego rodzaju presje. Skoro przestają być czułe na łydkę to co dopiero możemy powiedzieć o wzroku! W sumie pamiętam tylko 2 konie reagujące na wzrok. Może było ich więcej, bo też nie wiedziałam tego od zawsze. Jedna klaczka zmieniała chody i kierunek od samego wzroku, a Siwa oddaje mi zad (czyli robi zwrot na przodzie) też od samego wzroku. :)
Oczywiście nie możemy mylić presji z agresją, co niektórzy niestety robią. Presja to właśnie pewnego rodzaju nacisk, mniejszy lub większy. Jednak zawsze powinniśmy robić to bez negatywnych emocji. Szczególnie podczas najwyższej fazy i używania bata. Nie lejmy konia bez namysłu i w złości. Używanie bata to ostateczność i powinniśmy używać go ze spokojem, jako naszą pomoc, przedłużenie ręki.
Tutaj mamy przedstawioną wysoką presję, co widać po cieniu. Zachodzi ona bez dotknięcia konia, a także bez negatywnych emocji. I jest wysoka dlatego, że koń nie reagował na niższą taką jak np.wzrok, itp.
Oczywiście musimy też pamiętać o zdejmowaniu presji w odpowiednim czasie, czyli dokładnie w tym momencie, kiedy koń poprawnie zareaguje. Zareaguje! niekoniecznie skończy daną rzecz, ale już zacznie ją wykonywać. O tym też więcej w innej notce.
Jedna z presji, której nadużywamy jeszcze? Hm. Bat podczas lonżowania. Koń ma np. zakłusować. Machamy batem i koń zakłusował. A my w tym momencie dalej machamy, czy trzymamy bata, robiąc trójkąt. Jaki to ma sens? To jest ciągła presja, której potem koń uczy się unikać. Koń odbiera to tak - "oho, ktoś macha batem, to ruszam szybciej". Zakłusowuje, a człowiek dalej macha. Wtedy koń myśli "ej, to jednak nie o to chodzi, skoro presja nie poszła, muszę wymyślić coś innego". Potem mamy konia, który przechodzi do stępa albo do galopu albo robi jeszcze całkiem co innego. Kiedy koń zrobi to, co chcemy - zdejmijmy presję! Koń się uczy w momencie odpuszczania. Zamykanie konia w trójkącie to też presja, którą wywiera sterczący bez sensu bat. Podnośmy go wtedy, kiedy to potrzebne.
I w sumie na tym skończę. Wiem, dzisiaj trochę beznadziejna notka... Następnym razem postaram się o lepszą, ale tego też trochę będę potrzebowała do następnych notek. Napiszę wtedy o fazowaniu właśnie presji, czy o czymś tam jeszcze. :)
Są różne rodzaje presji, mniej i bardziej widoczne. Może to być bat, łydka, ręka, lonża, wzrok, itp. Istnieje naprawdę wiele sposobów, aby wywrzeć na koniu presję.W sumie według mnie najczęściej nieświadomie używaną presją jest wzrok. Patrzymy w różne miejsca konia i dajemy mu sprzeczne sygnały. Przeszkadzamy nim sobie, zamiast pomóc. Owszem, znowu przyznam, że to zależy też od konia, jedne są bardziej wyczulone, inne mniej. I fakt jest taki, że konie uczą się tego od człowieka. Uczą się przestawać reagować na różnego rodzaju presje. Skoro przestają być czułe na łydkę to co dopiero możemy powiedzieć o wzroku! W sumie pamiętam tylko 2 konie reagujące na wzrok. Może było ich więcej, bo też nie wiedziałam tego od zawsze. Jedna klaczka zmieniała chody i kierunek od samego wzroku, a Siwa oddaje mi zad (czyli robi zwrot na przodzie) też od samego wzroku. :)
Oczywiście nie możemy mylić presji z agresją, co niektórzy niestety robią. Presja to właśnie pewnego rodzaju nacisk, mniejszy lub większy. Jednak zawsze powinniśmy robić to bez negatywnych emocji. Szczególnie podczas najwyższej fazy i używania bata. Nie lejmy konia bez namysłu i w złości. Używanie bata to ostateczność i powinniśmy używać go ze spokojem, jako naszą pomoc, przedłużenie ręki.
Tutaj mamy przedstawioną wysoką presję, co widać po cieniu. Zachodzi ona bez dotknięcia konia, a także bez negatywnych emocji. I jest wysoka dlatego, że koń nie reagował na niższą taką jak np.wzrok, itp.
Oczywiście musimy też pamiętać o zdejmowaniu presji w odpowiednim czasie, czyli dokładnie w tym momencie, kiedy koń poprawnie zareaguje. Zareaguje! niekoniecznie skończy daną rzecz, ale już zacznie ją wykonywać. O tym też więcej w innej notce.
Jedna z presji, której nadużywamy jeszcze? Hm. Bat podczas lonżowania. Koń ma np. zakłusować. Machamy batem i koń zakłusował. A my w tym momencie dalej machamy, czy trzymamy bata, robiąc trójkąt. Jaki to ma sens? To jest ciągła presja, której potem koń uczy się unikać. Koń odbiera to tak - "oho, ktoś macha batem, to ruszam szybciej". Zakłusowuje, a człowiek dalej macha. Wtedy koń myśli "ej, to jednak nie o to chodzi, skoro presja nie poszła, muszę wymyślić coś innego". Potem mamy konia, który przechodzi do stępa albo do galopu albo robi jeszcze całkiem co innego. Kiedy koń zrobi to, co chcemy - zdejmijmy presję! Koń się uczy w momencie odpuszczania. Zamykanie konia w trójkącie to też presja, którą wywiera sterczący bez sensu bat. Podnośmy go wtedy, kiedy to potrzebne.
I w sumie na tym skończę. Wiem, dzisiaj trochę beznadziejna notka... Następnym razem postaram się o lepszą, ale tego też trochę będę potrzebowała do następnych notek. Napiszę wtedy o fazowaniu właśnie presji, czy o czymś tam jeszcze. :)
niedziela, 30 grudnia 2012
Głaskanie - odbiór naszych gestów.
Głaskanie konia to dosyć prosta czynność, czyż nie? Ile ja się już nagłaskałam różnych koni to nawet sama nie mam pojęcia... Jednak czasem nawet przy czymś tak prostym zapominamy o pewnych rzeczach. O naszej mowie ciała, jaką przekazujemy podczas głaskania konia. Owszem, są konie już całkiem przyzwyczajone do dotyku, do różnych gestów, przy których brak przestrzegania pewnych rzeczy nie wpływa w większym stopniu na zachowanie zwierzęcia. Jednak są też inne konie, takie które nie są przyzwyczajone do samego dotyku, obecności człowieka, pewnych gestów, itp. Myślę, że choćby dlatego warto poznać te parę rzeczy, które pomogą nam często przy obcowaniu z różnymi końmi.
Po pierwsze - nasze oczy. Sporo osób idzie do konia, patrząc mu w oczy. Jeśli chce się konia odgonić to oczywiście, ale chcąc go pogłaskać? Pamiętajmy, że człowiek=drapieżnik, jakiekolwiek ma intencje zawsze nim pozostanie. Jak powiedział dr Robert Miller "Konie nie boja się drapieżców. One boją się drapieżnych zachowań." Często o tym zapominamy. Patrząc koniowi w oczy stajemy się drapieżnikiem, który właśnie chce zaatakować. Jeśli do tego zaczniemy się kierować w stronę konia, mając podniesione ręce z roztapirzonymi palcami to już na pewno nie zostanie to odebrane jako chęć przytulenia. Nie patrzmy przede wszystkim w oczy konia.
Przedstawię, jak należy głaskać konia na podstawie zdjęć. Najpierw powinno się podejść, dając koniowi zewnętrzną część dłoni do powąchania. Nasze palce powinny być złączone, co równa się z tym, że mamy schowane pazury. Głaszcząc, a przynajmniej wtedy, kiedy zaczynamy głaskać powinniśmy raczej używać zewnętrznej części dłoni, dlatego że wewnętrzna jest potencjalnie zdolna do złapania, zaatakowania, tak samo jak używa łap np. lew. Oczywiście, niektórym koniom nie robi to różnicy, a przynajmniej nie wpływa w większym stopniu na ich zachowanie. Jednak przydaje się to przy niektórych koniach, takich jak choćby konie dzikie, czy nie mające kontaktu fizycznego z człowiekiem.
Sprawdzałam to na pewnym młodziaku. Kiedy wyciągnęłam do niego dłoń wewnętrzną częścią w stronę jego pysia, aby pogłaskać go po czole, od razu uciekł, cofając się w głąb boksu. Za drugim razem zmieniłam technikę, kierując się do jego czoła zewnętrzną częścią dłoni. Dał się pogłaskać od razu, nawet mogłam wyciągać rękę z większą szybkością. Niby taki mały element, a wiele może zmienić.
Po pierwsze - nasze oczy. Sporo osób idzie do konia, patrząc mu w oczy. Jeśli chce się konia odgonić to oczywiście, ale chcąc go pogłaskać? Pamiętajmy, że człowiek=drapieżnik, jakiekolwiek ma intencje zawsze nim pozostanie. Jak powiedział dr Robert Miller "Konie nie boja się drapieżców. One boją się drapieżnych zachowań." Często o tym zapominamy. Patrząc koniowi w oczy stajemy się drapieżnikiem, który właśnie chce zaatakować. Jeśli do tego zaczniemy się kierować w stronę konia, mając podniesione ręce z roztapirzonymi palcami to już na pewno nie zostanie to odebrane jako chęć przytulenia. Nie patrzmy przede wszystkim w oczy konia.
Przedstawię, jak należy głaskać konia na podstawie zdjęć. Najpierw powinno się podejść, dając koniowi zewnętrzną część dłoni do powąchania. Nasze palce powinny być złączone, co równa się z tym, że mamy schowane pazury. Głaszcząc, a przynajmniej wtedy, kiedy zaczynamy głaskać powinniśmy raczej używać zewnętrznej części dłoni, dlatego że wewnętrzna jest potencjalnie zdolna do złapania, zaatakowania, tak samo jak używa łap np. lew. Oczywiście, niektórym koniom nie robi to różnicy, a przynajmniej nie wpływa w większym stopniu na ich zachowanie. Jednak przydaje się to przy niektórych koniach, takich jak choćby konie dzikie, czy nie mające kontaktu fizycznego z człowiekiem.
Sprawdzałam to na pewnym młodziaku. Kiedy wyciągnęłam do niego dłoń wewnętrzną częścią w stronę jego pysia, aby pogłaskać go po czole, od razu uciekł, cofając się w głąb boksu. Za drugim razem zmieniłam technikę, kierując się do jego czoła zewnętrzną częścią dłoni. Dał się pogłaskać od razu, nawet mogłam wyciągać rękę z większą szybkością. Niby taki mały element, a wiele może zmienić.
sobota, 29 grudnia 2012
Karmienie z ręki, klepanie, nagradzanie.
Konie, jak już wcześniej pisałam, są to zwierzęta roślinożerne=ofiary. Ich głównym pożywieniem jest trawa, której nie muszą wcale gonić. Dobrze ujął to Monty Roberts - "Jeszcze ani jednemu źdźbłu trawy nie udało się uciec przed koniem." Dlatego jedzenie wcale nie jest dla nich nagrodą, gdyż i tak mają do niego dostęp (teoretycznie).
Podczas ataku drapieżnika konie rozpoczynają ucieczkę, często biegnąc na oślep, byleby pozbyć się tej presji, jaką wówczas jest właśnie drapieżnik. Nagrodę mają wówczas, kiedy zdołają uciec, pozbywając się presji i otrzymując spokój i poczucie bezpieczeństwa.
Również wówczas, gdy my pracujemy z koniem i dajemu mu jakąkolwiek presję (często nieświadomie) nagrodą dla niego będzie jej odpuszczenie w momencie, gdy koń wykona zadanie. Pamiętajmy, że koń uczy się w momencie odpuszczania.
Nagrodę w postaci jedzenia możemy stosować u psów, kotów. Dlaczego? Otóż chodzi o najważniejszą różnicę, jaka jest między tymi dwoma gatunkami. Koń=ofiara, pies, kot=drapieżnik. W naturze dzikie koty gonią swoją ofiarę, często nawet nie mając pewności, czy nie stracą więcej energii niż zyskają. Wówczas największą nagrodą dla nich jest jedzenie, czyli obiad, który złapią.
Wróćmy jednak do koni. Według mojej opinii i mojego doświadczenia karmiąc konie z ręki, tworzymy konie, które gryzą. Wiele osób stwierdza, że "ten koń po prostu taki jest". Jednak wynika to z braku szacunku, który tak naprawdę z własnej woli straciliśmy. Owszem, są różne konie. Jedne są bardziej podatne na zaczęcie gryzienia, inne mniej. Powtórzę także, że konie żyją w stadach o ustalonej hierarchii. Najwyżej ustawieni jedzą jako pierwsi lub jedzą po prostu najlepszą trawę. Można to zauważyć wówczas, gdy na padok pełny koni rzucimy siano, ale tylko w jednym miejscu. Czy wtedy konie będą rozdzielać sobie po równo? Ja się jeszcze z czymś takim nie spotkałam. Najpierw jedzą najwyżej ustawieni w stadzie, a na końcu je omega, jeśli w ogóle cokolwiek dla niego zostanie. My, karmiąc z ręki, oddajemy tak jakby swoją własną porcję, stając się tym samym właśnie takim omegą. W oczach konia jesteśmy kimś gorszym od niego, bo on może jeść nasze jedzenie. A skoro jesteśmy niżej w stadzie, tracimy również mniej lub więcej szacunku i dominacji u konia. Rozpoczyna się wtedy często gryzienie, wchodzenie w naszą strefę. Dlatego ja nie jestem za karmieniem z ręki, gdyż sama miałam niemiły incydent.. Koń, który wcześniej nie był karmiony z ręki, dostał od kogoś parę razy marchewkę. I co? Prawie zostałam ugryziona w twarz... Owszem, są wyjątki, tak jak od każdej reguły.
Oczywiście nie mówię, żeby w ogóle nie dawać marchewek czy jabłek. Jednak najlepiej wrzucać je po prostu do żłobu, raczej wtedy kiedy nie ma tam konia, żeby potem jakby sam znalazł to jedzenie. To nie jest tak, że kiedy dajemy koniowi pełno smakołyków, powiększa się nasza więź. To raczej polepszenie relacji koń-marchewka. Koń cieszy się na przyjście jedzenia, nie nas. Oczywiście jeśli ktoś chcę to w ten sposób to ja nie neguję. Każdy ma swoje sposoby, a ja się po prostu z niektórymi nie zgadzam.
Jak więc nagradzać konia? Odpuszczaniem presji i głaskaniem.
Właśnie, kolejna rzecz. Klepanie. Praktycznie wszędzie mówi się "poklep konia". Jednak czy to tak naprawdę dla niego znak, że zrobił coś dobrze? To również wynika z natury koni. Zastanówmy się, czy widząc gdzieś jakiekolwiek stado, czy parę osobników, widzieliśmy jednego konia, który klepał drugiego? Klep, klep, klep kopytkiem. Hm, no można i tak. Lecz lepszą nagrodą dla konia jest jego głaskanie. Dlaczego? Koń kojarzy to sobie z dzieciństwem, kiedy to był źrebakiem i mama lizała go właśnie w ten sposób. Dlatego jest to dla konia coś miłego.
Podczas ataku drapieżnika konie rozpoczynają ucieczkę, często biegnąc na oślep, byleby pozbyć się tej presji, jaką wówczas jest właśnie drapieżnik. Nagrodę mają wówczas, kiedy zdołają uciec, pozbywając się presji i otrzymując spokój i poczucie bezpieczeństwa.
Również wówczas, gdy my pracujemy z koniem i dajemu mu jakąkolwiek presję (często nieświadomie) nagrodą dla niego będzie jej odpuszczenie w momencie, gdy koń wykona zadanie. Pamiętajmy, że koń uczy się w momencie odpuszczania.
Nagrodę w postaci jedzenia możemy stosować u psów, kotów. Dlaczego? Otóż chodzi o najważniejszą różnicę, jaka jest między tymi dwoma gatunkami. Koń=ofiara, pies, kot=drapieżnik. W naturze dzikie koty gonią swoją ofiarę, często nawet nie mając pewności, czy nie stracą więcej energii niż zyskają. Wówczas największą nagrodą dla nich jest jedzenie, czyli obiad, który złapią.
Wróćmy jednak do koni. Według mojej opinii i mojego doświadczenia karmiąc konie z ręki, tworzymy konie, które gryzą. Wiele osób stwierdza, że "ten koń po prostu taki jest". Jednak wynika to z braku szacunku, który tak naprawdę z własnej woli straciliśmy. Owszem, są różne konie. Jedne są bardziej podatne na zaczęcie gryzienia, inne mniej. Powtórzę także, że konie żyją w stadach o ustalonej hierarchii. Najwyżej ustawieni jedzą jako pierwsi lub jedzą po prostu najlepszą trawę. Można to zauważyć wówczas, gdy na padok pełny koni rzucimy siano, ale tylko w jednym miejscu. Czy wtedy konie będą rozdzielać sobie po równo? Ja się jeszcze z czymś takim nie spotkałam. Najpierw jedzą najwyżej ustawieni w stadzie, a na końcu je omega, jeśli w ogóle cokolwiek dla niego zostanie. My, karmiąc z ręki, oddajemy tak jakby swoją własną porcję, stając się tym samym właśnie takim omegą. W oczach konia jesteśmy kimś gorszym od niego, bo on może jeść nasze jedzenie. A skoro jesteśmy niżej w stadzie, tracimy również mniej lub więcej szacunku i dominacji u konia. Rozpoczyna się wtedy często gryzienie, wchodzenie w naszą strefę. Dlatego ja nie jestem za karmieniem z ręki, gdyż sama miałam niemiły incydent.. Koń, który wcześniej nie był karmiony z ręki, dostał od kogoś parę razy marchewkę. I co? Prawie zostałam ugryziona w twarz... Owszem, są wyjątki, tak jak od każdej reguły.
Oczywiście nie mówię, żeby w ogóle nie dawać marchewek czy jabłek. Jednak najlepiej wrzucać je po prostu do żłobu, raczej wtedy kiedy nie ma tam konia, żeby potem jakby sam znalazł to jedzenie. To nie jest tak, że kiedy dajemy koniowi pełno smakołyków, powiększa się nasza więź. To raczej polepszenie relacji koń-marchewka. Koń cieszy się na przyjście jedzenia, nie nas. Oczywiście jeśli ktoś chcę to w ten sposób to ja nie neguję. Każdy ma swoje sposoby, a ja się po prostu z niektórymi nie zgadzam.
Jak więc nagradzać konia? Odpuszczaniem presji i głaskaniem.
Właśnie, kolejna rzecz. Klepanie. Praktycznie wszędzie mówi się "poklep konia". Jednak czy to tak naprawdę dla niego znak, że zrobił coś dobrze? To również wynika z natury koni. Zastanówmy się, czy widząc gdzieś jakiekolwiek stado, czy parę osobników, widzieliśmy jednego konia, który klepał drugiego? Klep, klep, klep kopytkiem. Hm, no można i tak. Lecz lepszą nagrodą dla konia jest jego głaskanie. Dlaczego? Koń kojarzy to sobie z dzieciństwem, kiedy to był źrebakiem i mama lizała go właśnie w ten sposób. Dlatego jest to dla konia coś miłego.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)