Konie, jak już wcześniej pisałam, są to zwierzęta roślinożerne=ofiary. Ich głównym pożywieniem jest trawa, której nie muszą wcale gonić. Dobrze ujął to Monty Roberts - "Jeszcze ani jednemu źdźbłu trawy nie udało się uciec przed koniem." Dlatego jedzenie wcale nie jest dla nich nagrodą, gdyż i tak mają do niego dostęp (teoretycznie).
Podczas ataku drapieżnika konie rozpoczynają ucieczkę, często biegnąc na oślep, byleby pozbyć się tej presji, jaką wówczas jest właśnie drapieżnik. Nagrodę mają wówczas, kiedy zdołają uciec, pozbywając się presji i otrzymując spokój i poczucie bezpieczeństwa.
Również wówczas, gdy my pracujemy z koniem i dajemu mu jakąkolwiek presję (często nieświadomie) nagrodą dla niego będzie jej odpuszczenie w momencie, gdy koń wykona zadanie. Pamiętajmy, że koń uczy się w momencie odpuszczania.
Nagrodę w postaci jedzenia możemy stosować u psów, kotów. Dlaczego? Otóż chodzi o najważniejszą różnicę, jaka jest między tymi dwoma gatunkami. Koń=ofiara, pies, kot=drapieżnik. W naturze dzikie koty gonią swoją ofiarę, często nawet nie mając pewności, czy nie stracą więcej energii niż zyskają. Wówczas największą nagrodą dla nich jest jedzenie, czyli obiad, który złapią.
Wróćmy jednak do koni. Według mojej opinii i mojego doświadczenia karmiąc konie z ręki, tworzymy konie, które gryzą. Wiele osób stwierdza, że "ten koń po prostu taki jest". Jednak wynika to z braku szacunku, który tak naprawdę z własnej woli straciliśmy. Owszem, są różne konie. Jedne są bardziej podatne na zaczęcie gryzienia, inne mniej. Powtórzę także, że konie żyją w stadach o ustalonej hierarchii. Najwyżej ustawieni jedzą jako pierwsi lub jedzą po prostu najlepszą trawę. Można to zauważyć wówczas, gdy na padok pełny koni rzucimy siano, ale tylko w jednym miejscu. Czy wtedy konie będą rozdzielać sobie po równo? Ja się jeszcze z czymś takim nie spotkałam. Najpierw jedzą najwyżej ustawieni w stadzie, a na końcu je omega, jeśli w ogóle cokolwiek dla niego zostanie. My, karmiąc z ręki, oddajemy tak jakby swoją własną porcję, stając się tym samym właśnie takim omegą. W oczach konia jesteśmy kimś gorszym od niego, bo on może jeść nasze jedzenie. A skoro jesteśmy niżej w stadzie, tracimy również mniej lub więcej szacunku i dominacji u konia. Rozpoczyna się wtedy często gryzienie, wchodzenie w naszą strefę. Dlatego ja nie jestem za karmieniem z ręki, gdyż sama miałam niemiły incydent.. Koń, który wcześniej nie był karmiony z ręki, dostał od kogoś parę razy marchewkę. I co? Prawie zostałam ugryziona w twarz... Owszem, są wyjątki, tak jak od każdej reguły.
Oczywiście nie mówię, żeby w ogóle nie dawać marchewek czy jabłek. Jednak najlepiej wrzucać je po prostu do żłobu, raczej wtedy kiedy nie ma tam konia, żeby potem jakby sam znalazł to jedzenie. To nie jest tak, że kiedy dajemy koniowi pełno smakołyków, powiększa się nasza więź. To raczej polepszenie relacji koń-marchewka. Koń cieszy się na przyjście jedzenia, nie nas. Oczywiście jeśli ktoś chcę to w ten sposób to ja nie neguję. Każdy ma swoje sposoby, a ja się po prostu z niektórymi nie zgadzam.
Jak więc nagradzać konia? Odpuszczaniem presji i głaskaniem.
Właśnie, kolejna rzecz. Klepanie. Praktycznie wszędzie mówi się "poklep konia". Jednak czy to tak naprawdę dla niego znak, że zrobił coś dobrze? To również wynika z natury koni. Zastanówmy się, czy widząc gdzieś jakiekolwiek stado, czy parę osobników, widzieliśmy jednego konia, który klepał drugiego? Klep, klep, klep kopytkiem. Hm, no można i tak. Lecz lepszą nagrodą dla konia jest jego głaskanie. Dlaczego? Koń kojarzy to sobie z dzieciństwem, kiedy to był źrebakiem i mama lizała go właśnie w ten sposób. Dlatego jest to dla konia coś miłego.